W końcu udało się go skończyć. Zaczęty był tak dawno, że nie pamiętam kiedy. Szukanie odpowiedniego drzewa, suszenie, okorowanie, przycinanie, dodawanie gałęzi, rzeźbienie, szpachlowanie, przycieranie, walka z kornikami i znów szpachlowanie i przycieranie, montowanie uchwytów do świec oraz na koniec kilkukrotne lakierowanie. Tyle o drewnianej części świecznika. Szklaneczki do świec z netu, a druty wyginane na rurze. Pracowicie było i jakoś różne inne sprawy czas zajmowały, ale w końcu jest gotowy.
2 odpowiedzi
Czas Bożego Narodzenia za nami. Ostatnie dni karnawału, a właśnie z tym okresem świąteczno – karnawałowym kojarzy mi się ta rozświetlona gałąź…
Przecudnej urody jest on…